A to wszystko przez Margot. A jeszcze bardziej przez Olimpię. Ale to inna historia…
Tak czy inaczej we wtorek wieczorem zdecydowaliśmy, że lecimy a we czwartek rano lądowaliśmy na lotnisku w Beauvais.
Wysiedliśmy z autobusu z lotniska w Port Maillot i już nie szukając metra poszliśmy przed siebie. Pięknie było od razu 🙂 A po kilku minutach spaceru ujrzeliśmy Łuk Triumfalny :-). Tak po prostu zwyczajnie stał na środku liczącego z pięć pasów ronda (od razu pomyśleliśmy o Asi S. jakby ją na to rondo wpuścić ;-))
Wieża Eiffla na żywo też nam się bardzo spodobała. Kolejki do kas wiły się malowniczo u jej podnóża w związku z czym nie próbowaliśmy wjechać na szczyt. Ale od dołu też była naprawdę ładna 🙂 Taka koronkowa.
Szliśmy i szliśmy i szliśmy aż doszliśmy do bramy… pięknej… „wiesz, bardzo często ją widziałem na różnych zdjęciach. Zaraz sobie przypomnę co to jest…”. Aaaa… w tle piramida… toż to Luwr! Całe szczęście,że oglądaliśmy „Kod da Vinci” ;-). Czy już wspomniałam, że przewodnik z którym pojechaliśmy zdążyłam na szybko przejrzeć dopiero w samolocie i już wówczas wzbudził moją nieufność? W naszym przewodniku nie była zaznaczona wieża Eiffla, pomijając kilka innych dość, wydawałoby się, interesujących przeciętnego turystę atrakcji. O! np kawiarnia z filmu „Amelia” – po co wzmianka, że istnieje naprawdę skoro nawet nie napisano pod jakim adresem? Ach, po cóż. Za to cmentarze, pomniki i domy inwalidów były opisane z drobiazgową wręcz dokładnością. Zecydowanie był to przewodnik dla kombatantów. My nie należeliśmy do grupy docelowej.
Po wtopie z Luwrem nabyliśmy zwyczajną mapę miasta i już było prościej. Poza tym dowiedzieliśmy się co widzieliśmy w trakcie całodniowego spaceru 🙂
Cały następny dzień spędziliśmy na Montmartre. Niechcący dostarczyliśmy sobie wrażeń wysiadając o jedną stację metra za wcześnie.. Plac Pigal znany z filmów to pikuś.
Tu bazylika Sacre-Coeur na szczycie wzgórza Montmartre.
Bardzo klimatyczna dzielnica Montmartre 🙂 Planowaliśmy kilka godzin, a przewłóczyliśmy praktycznie cały dzień 🙂
Zachwyciło mnie Muzeum Salvadora Dali. Świetnie wyeksponowane i dokładnie opisane prace (po angielsku też!!!) oraz klimat stworzony światłem, muzyką i głosem Salvadora Dali. Polecam 🙂
Zaskakująco niepozorne Moulin Rouge.
Po tym jak Margot nam opisała i pokazała na mapie jak poruszać się po Paryżu kolejką RER i metrem, przemieszczanie było nadspodziewanie łatwe. (Pomijając powrót na lotnisko Beauvais o świcie w niedzielę ale to zupełnie inna historia. Pamiętacie film „TAXI”? I tego taksówkarza? Oni tak NIE JEŻDŻĄ.)
Katedra Notre-Dame – PRZE-PIĘ-KNA! Tyle razy oglądana na reprodukcjach na żywo robi ogromne wrażenie…
Kolejny dzień spędziliśmy w Luwrze. Generalnie Luwr ogłuszył mnie swoją wielkością. Do tego stopnia, że nawet się zgubiłam gdy z uporem maniaka szukałam Vermeera (niestety tylko jednego obrazu jak się okazało). Ale skandaliczne dla mnie było to, że podpisy eksponatów były WYŁĄCZNIE w języku francuskim. Sorry…
Nie zrobiliśmy selfi z Moną Lisą… Chociaż z obserwacji wynikało, że wypada.
Część w której mieszkał Napoleon. Oprócz tego, że miał wszędzie daleko to miał też piękne żyrandole.
Przesiadywaliśmy w przemiłych kafejkach, spędzaliśmy wieczory w gościnnym domu Margot, w fantastycznym towarzystwie i w klimatycznym domu, jedliśmy genialne rzeczy, od serów i pieczywa począwszy, przez małże, ślimaki i zupy cebulowe, na boeuf bourguignon skończywszy, piliśmy dobre wino. To były bardzo udane trzy dni 🙂
Margot i Alex – jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie 🙂
PS. Może i „niezwykły” przewodnik, jak jest napisane na stronie Merlina, ale my go akurat nie polecamy
http://merlin.pl/Paryz-po-polsku_Barbara-Stettner-Stefanska/browse/product/1,406711.html